sobota, 30 lipca 2011

Koronacja 2011

W ostatniej chwili podjęliśmy decyzję, że wybieramy się do Gniezna na koronację Bolesława Chrobrego. Co prawda właściwie nie jechaliśmy na koronację tylko na uśmiercenie św. Wojciecha, bo koronacja była dopiero wieczorem. Decyzja okazała się dobra. Jeszcze nigdy nie byliśmy na tego typu imprezie, bo baliśmy się tłumów, ale tym razem pogoda dopisała - zanosiło się na deszcz, więc widzów było mniej więcej tyle samo, co członków grup rekonstrukcyjnych.
Po paru chwilach osoby w lnianych szatach nie zwracały już szczególnej uwagi, bo były wszędzie. Zaskakujące było to, jak duża jest rozpiętość wiekowa tych ludzi - od lat kilku do siedemdziesięciu. Wojaczką jednak zajmowali się wyłącznie młodzi, a trzeba przyznać, robiła ona wrażenie. Po paru minutach obserwowania można było dostrzec, że to nie jest bezładne machanie mieczem. Ci faceci wiedzą, co robią, a co ciekawsze każdy miał własną taktykę. Oglądanie krwawych (bez przesady, choć bez kontuzji się nie obyło) igrzysk jednak wciąga.
Chłopakom jednak oglądanie tłukących się facetów nie przypadło do gustu (to chyba lepiej). Fascynowały ich za to konie skaczące przez płonącą przeszkodę. Zgorszenie budziła przy tym jednak trawa, która zajmowała się ogniem, gdy padała na nią wczesnopiastowska podpałka w płynie.
Drugim hitem były ptaki. Na imprezie zjawili się sokolnicy z puchaczem, rarogiem, sokołem Harrisa i płomykówką. Ich spokój naprawdę był zdumiewający, a zapatrzenie Jurka niesamowite. Spędził przy nich chyba z pół godziny i wcale go nie interesowała wioska, drewniane miecze i tym podobne rzeczy. Nas natomiast interesował gulasz, na który jednak się nie skusiliśmy. Mężczyźni strzelali jednak z arkabalisty. Trafili w tarczę, choć już w rycerza na niej umieszczonego nie (swoją drogą rycerza, który mógł się tam znaleźć tylko z powodu zawirowań w czasie, gdyż nosił pełną zbroje płytowa tak na oko z XV wieku).
Myślałam, że muzyka Persivala spodoba się Igorowi, ale chyba był za bardzo rozbity różnorodnością otoczenia. Idzie natomiast przeszkadzał dym z ognisk. Do hałasu i tłumów dość łatwo się zaadaptowała, jednak to bardzo ją denerwowało. Co ciekawe ona, a właściwie to, że była w chuście wzbudzało momentami większe zainteresowanie, niż wojowie. Widać w Gnieźnie (bo jednak zdecydowana większość publiki była stamtąd) jeszcze chusty nie stały się popularne.